Dzień ze mną 🌟

Hej,


Czas na lincz publiczny. tak Wiem obiecałam post w piątek, a mamy niedziele, ale mi nie wyszło. Koniec tłumaczeń. Jak możecie zobaczyć po tytule, wróciłam do postów "dzień ze mną". Nie było takich postów wieki z różnych powodów, ale z nimi wracam, bo dla mnie są frajdą, a że idą WAKACJE to będzie ich sporo. Zapraszam!


Wczorajszy dzień, bo o nim mowa zaczął się w (ekscytująco) w okolicach 11. Miałam na ten dzień zaplanowane zakup z Pauliną, którą pewnie kojarzycie. A ona planowała kupić prezent dla koleżanki. Ja zakupoholiczka (zwłaszcza jeśli chodzi o kosmetyki) jechałam tylko i wyłącznie dla towarzystwa.. Kupiłyśmy razem prezent. Nad nim nie będę się rozwodzić. Potem zaś pojechałyśmy do Zielonych Arkad, czyli galerii , w której często bywam na chwilę. Nawet jeśli na to, że jestem kobietą, lubię chodzić po sklepach, to za dużą przestrzeń ma ta galeria.




Oczywiście pierwszym naszym przystankiem było jedzenie w Mc Donald's. Wypad nasz bez jedzenia jest wypadem straconym. My mamy nawet tradycje jeśli chodzi o zamawianie jedzenia. Ja zamawiam jedzenie, Paulina wyrzuca śmieci. Takie nawet ustalenia między nami są.




P.s  Zdjęcie jedzenia ma najlepszą jakość. Tak to jest.


Potem Paulina udała się na zakupy ubraniowe. Na początku byłyśmy kupić worki do odkurzacza, ale ta historia ekscytująca nie jest.  A więc jak ona mierzyła ja robiłam sobie zdjęcie w lustrze, po raz pierwszy chyba w życiu.

P.s2 Tak trzymam worki od odkurza w reklamówce.



Bo wiecie, skoro nie robiłam zakupów, to byłam tragarzem i to podobno superaśnym. Potem polowałyśmy na worek. Ja nie jestem osobą, która złapała trend worka, zamiast plecaka czy torebki, ale planuje to wypróbować w niedalekiej przyszłości. Jak już znalazłyśmy to pojechałyśmy na przystanek, poszłyśmy do żabki po piciu.  I wróciłyśmy do domku.

W domu postanowiłam wziąć się za ostatki roku szkolnego i uczyłam się angielskiego. Tak naprawdę mogłabym olać sprawę, bo mam taką średnia z angielskiego, że mi lata, ale jestem dziwnie zdeterminowana co do tego i postanowiłam się spiąć i zrobić notatki, żeby móc się pouczyć spokojnie dzisiaj i w poniedziałek.

Potem towarzyszyłam moim dziadkom w wyprawie do biedronki. I tu taka dygresja lubię jeździć do biedronki, bo mają tak spory wybór różnych kosmetyków, co wiadomo mi się bardzo podoba.

A w Biedronce kupiłam :





I te zakupy są definicją mojej egzystencji, czyli kosmetyki, kokos i herbata.


Herbata bardzo pachnie cynamonem i jabłkiem co mi odpowiada, bo ja takie zestawienie uwielbiam, jest w dodatku sama w sobie słodka, co pasuje mi. 

Zawiodłam się na jogurcie. Smakował jak zwykły jogurt grecki trochę słodszy od naturalnego, ale kokosa brak.


Maseczki.

Zanim zacznę, wiem, że na obu maseczka napisane są, że są przeciw zmarszczkowe, ale w składzie mają same nawilżające substancje, więc bez spiny


Ta u góry jest cudowna.  Chłodzi. Nałożyłam ją na twarz i czułam efekt chłodzenia, ładnie pachnie i cudownie nawilża.


Natomiast na u góry jest do dupy. Po otwarciu jest jakąś maseczko podobna plastelina, którą podobno można rozpuścić w wodzie i będzie okej, ale nie nie będzie. Do Dupy razy 5.




Okej moim drodzy tak się prezentował mój dzień. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

- Inastagram: alicja_w_swoim_swiecie
-Snapchat: aliceinbadblog
-Fanpage: (klik)

Trzymajcie się do następnego

XoXo