Inglot paletka freedom system 💄

Hej dziewczyny,

Po krótkiej przerwie (we wtorek był brak posta) wracam ze dwojoną siłą i motywacją, na razie moje wyzwanie roczne, aby posty pojawiały się co wtorek, czwartek i co weekend idzie mi nieźle. Ale wracając. Jakiś czas temu a raczej dokładnie dwa tygodnie temu była rocznica naszego związku i z tej okazji robiliśmy sobie prezenty. W ramach mojego prezentu dostałam od Pawła miedzy innymi paletkę Inglot Freedom System z cieniami, które sobie wybrałam. Powiem Wam szczerze, że trochę rzuciłam się z motyką na słońce i stwierdziłam, że chcę trochę bardziej cienie nie w moim stylu, coś nowego. Mój makijaż jest bardzo minimalistyczny, więc ta paletka nie zbyt wpisuje się co końca w taką tematykę, ale stwierdziłam, że może w końcu czas spełnić swoje marzenia i pójść w taką taka bardziej artystyczną stronę makijażu, taką bardziej profesjonalną. I te cienie, bynajmniej te najciemniejsze posłużą mi do, n.p wykonywania makijażu na bloga.

Paletka jest na 10 cieni, nie ma jednego, bo trochę zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach, ale pomijając to. Chciałam paletkę 10 cieni, aby je przetestować, bo to pierwsze moje zetkniecie z cieniami Inglota, z ich jakością i trwałością. 

Pierwsze od czego zaczniemy to kolory jakie ja wybrałam :)

RAINBOW

Cień 124.  Jest to połączenie trzech cieni. Od jasnego różu po fiolet. Szkoda, że są to cienie z mocnymi drobinami. Jednak zaletą myślę cieni Rainbow jest to, że można ich używać w różny sposób. Pierwszy jest taki, że można używać ich osobno, maczając pędzel w jednej części cienia, a drugi to mieszając je. Ja na swatchu pokazałam własnie jak wyglądają zmieszane. Daje Wam to możliwość uzyskania różnego efektu jednym cieniem. Albo nawet całego makijażu oka jednym cieniem.

MATTE:

Cieni matowych mam zdecydowanie najwięcej, a są to :

326. Najciemniejszy z cieni które wybrałam. Wygląda w paletce na prawie czarny, chodź w rzeczywistości to ciemny, chłodny brąz, które już próbowałam używać, na mokro jako kreski. Jest to też bardzo fajny cień do zaznaczenia dolnej powieki, jaki i zewnętrznego kącika górnej powieki.

328. Ciemny nude. Czemu ciemny ? Bo wybrałam też taki idealnie żółty cień do zaznaczenia łuku brwiowego. Ten natomiast jest beżem, beżem do delikatnego zaznaczenia załamania powieki, albo na całą powiekę. Wybrałam takie nudziakowe kolory, aby uskuteczniać swoją minimalistyczną wersje makijażu. Ten kolor jak i poprzedni są w stu procentach matowe. 

351. Idealny żółty cień do zmatownienia łuku brwiowego i nałożenia go w wewnętrzny kącik, gdzie ja nie lubię błysku, a bardziej wolę mat. Cień idealnie matowy w idealnym kolorze, który jest widoczny. Nie oszukujmy się zazwyczaj takie cienie są po prostu niewidoczne i mają minimalną pigmentacje. W tym przypadku jest zupełnie inaczej. Pigmentacja 6 z plusem.

Teraz trzy cienie z kolekcji What A Spice.

296. Tu zaczyna się ekstrawagancja. Jest to czerwony cień wpadający w różowe tony. Bardzo napigmentowany, bardzo. Cień wygląda obłędnie na całej powiece. A jeszcze lepiej w załamaniu. Cudowna sprawa. Widzę je w takich ładnych, ale nie wyjściowych dla mnie makijażach jesiennych, być może do jesieni nauczę się tak malować, by Wam pokazać jakiś tutorial, albo makijaż z użyciem tego i innych cieni z tej serii.

300 Ciepły brąz. Bardzo ciepły brąz. Jest bardzo fajny, jak nałożymy go delikatnie w załamanie, delikatnie, bo jego pigmentacja powala i można sobie rozbić plamę, nie do roztarcia, bynajmniej ja potrafię. No wiecie obłęd. I tyle.

301. Ostatni z posiadanych przeze mnie cieni z serii What A Spice. Jest to burgund. W porównaniu do 296 jest ciemniejszy i ma bardziej czerwone tony. Wiecie, ja uwielbiam ten cień w załamaniu, Wygląda też dobrze na dolnej powiecie, albo w zewnętrznym kąciku. 

AMC SHINE

48. Jedyny mój cień z tej serii, jest to róż z drobinkami. Nigdy nie byłam przekonana do różu na moich powiekach, w sumie nie wiedziałam, czy to będzie grało z moimi zielonymi oczami. Jednak kolor i pigmentacja tego cienia to coś cudownego. Nałożony na całą powiekę może robić z jedyny cień w makijażu oka i wygląda cudownie.

PEARL SYSTEM.

395. Jest to perłowy beżowy cień. Chciałam coś świecącego w takiej neutralnej tonacji. I powiem Wam szczerze, że ten cień jest też fajnym rozświetlaczem. Wygląda bardzo ładnie na szczycie kości policzkowych, nie wiem czy nie ładniej niż rozświetlacz z paletki Wibo.

Tak prezentują się swatche wszystkich kolorów:

Moja ogólna opinia o tej paletce:

 Paletka jest magnetyczna i bardzo, bardzo dobrze wykonana. Bardzo porządna i ja jestem przekonana, że posłuży na wieeeeeeeele lat. Bardzo podoba mi się idea freedom system. Można wybrać to co się nam najbardziej podoba i nie ma zbędnych cieni, jak w fabrycznie ułożonych paletkach. Jestem po uszy zakochana w cieniach, w ich jakość, trwałości, pigmentacji. We wszystkim, dziękuję KOCHANIE 💜💜

Miałyście już cienie marki Inglot? Które Wam się podobają z mojej malutkiej kolekcji? I co myślicie o moich cieniach ?

Trzymajcie się ciepło! XOXO