Strony

Cześć!


Chcę Wam dziś opowiedzieć, jak spędziłam wolną niedzielę i co ciekawego robiliśmy tego dnia. Kocham celebrować weekendy, szczególnie że pracuję co drugi, więc te wolne chwile są dla mnie naprawdę cenne. Zawsze staram się wykorzystać je w jakiś przyjemny sposób. Tym razem mieliśmy dość ambitne plany: najpierw wizyta u dziadków, potem u mamy, a na koniec zabranie mojego brata na Jarmark Bożonarodzeniowy w Bydgoszczy. Zobaczcie, co z tego wyszło.







Jakiś czas temu wspominałam Wam, że jestem rannym ptaszkiem — i moja bratnia dusza również. Wstaliśmy więc przed 7 i zaczęliśmy szykować się do drogi. Od mojego mieszkania do dziadków jadę około godziny. Na śniadanie zjadłam przepyszną grahamkę z pastą z awokado, wzięłam leki i suplementy i ruszyliśmy w drogę.







Tutaj poświęcę chwilę na moją historię z prowadzeniem auta. Prawo jazdy mam od sierpnia 2018 roku, ale niedługo po odebraniu dokumentu miałam kolizję. Tak bardzo mnie zestresowała, że przez następne siedem lat prawie w ogóle nie jeździłam. Szczerze mówiąc — bolało mnie to. Ta świadomość, że mam prawo jazdy, że mogłabym być niezależna od komunikacji miejskiej, była kusząca, ale latami powtarzałam sobie, że nie dam rady.


Aż do września tego roku, kiedy tata podarował mi auto. Stało pod domem prawie dwa miesiące, aż w końcu postanowiłam spróbować. Najśmieszniejsze jest to, że po tak długiej przerwie wsiadłam i… przejechałam od razu tę godzinną trasę, o której wspominałam wyżej. To nadal moje początki, ale z każdym wyjazdem czuję się coraz pewniej. Zrealizowałam jedno z moich postanowień na 2025 rok i jestem z siebie naprawdę dumna.


U dziadków — jak to u dziadków — wypiliśmy kawę, ogarnęliśmy trzydzieści różnych rzeczy, od sprzątania po rozmowy i ustalanie planów na święta. Są bardzo ważną częścią naszego życia, dlatego cieszę się, że dzięki samochodowi mogę odwiedzać ich częściej i sprawniej.











W tym roku nie uda nam się pojechać na żaden większy jarmark, dlatego postanowiłam zabrać brata chociaż na ten bydgoski. Znajduje się przy ul. Mostowej i dalej na rynku. Miło było zobaczyć coś innego niż na co dzień. Czy jest tam coś bardzo różniącego się od jarmarku w Toruniu? Wydaje mi się, że w Bydgoszczy jest mniej rękodzieła, a więcej jedzenia. Znalazłam nawet stoisko z knajpą z mojej rodzinnej miejscowości, co zawsze cieszy moje serce. My skusiliśmy się na churrosy — niby niepozorna porcja, a jedliśmy ją w czwórkę razem z mamą. Smaczne i świeże, choć dość ciężkie.












Ciekawostką było stoisko z ceramiką z Bolesławca. Od dawna marzę o takiej zastawie, ale… na razie kompletnie nie mam gdzie jej trzymać.


Kolejnym punktem był McDonald’s, bo mój brat jest fanem, a my chcieliśmy spróbować Drwala. Myślę, że w moim przypadku to raczej pierwszy i ostatni raz. Odzwyczaiłam się od takich rzeczy i są dla mnie po prostu ciężkostrawne. Ten jeden posiłek zgarnął prawie 70% mojego dziennego zapotrzebowania kalorycznego, więc nie jest to coś, co mi się „opłaca”.


Po odprowadzeniu brata do domu wypiłyśmy z mamą jeszcze herbatę i ruszyliśmy w drogę powrotną. Nie ukrywam, że jazda po ciemku i w deszczu nadal mnie stresuje, ale dałam radę. A na koniec, jak na dobrą passę przystało, znalazłam miejsce parkingowe tuż przy wejściu do kamienicy.


Wieczorem został nam już tylko relaks przy filmie — na naszym nowym telewizorze. Mieszkamy tu 4 lata i nigdy nie było nam po drodze, żeby go kupić. Podobnie jak z autem, dostaliśmy go od taty, który wymieniał swój na nowszy model. Zimowe wieczory filmowe weszły więc na wyższy poziom. A potem standardowo: obowiązki, trochę sprzątania i sen — bo kolejnego dnia praca.


A jak Wam mijają wolne niedziele? Lubicie je?


Trzymajcie się ciepło,


xoxo

Brak komentarzy