Strony

Cześć!

Wczoraj opowiedziałam Wam, jak wygląda końcowa faza mojego dnia. Tym razem opowiem Wam o moim poranku w dni, kiedy nie idę do pracy. Lubię, gdy ten czas na początku dnia jest powolny i kiedy nigdzie nie muszę się spieszyć. Jakoś w mojej głowie kawa wypita rano w spokoju jest warta więcej, niż mogłoby się wydawać. Wiele czynności, które wykonuję, powtarza się każdego dnia, jednak dziś chciałabym pokazać Wam moje sposoby na to, by trochę się zrelaksować po ciężkim tygodniu pracy. Grudzień w handlu bywa wyczerpujący, dlatego staram się umilać sobie życie.






Jestem rannym ptaszkiem i niezależnie od sytuacji wstaję między 5:30 a 7:00. Mój organizm jest już tak przyzwyczajony, że trudno mi to zmienić. Po wstaniu staram się wypić ciepłą szklankę wody i próbuję poukładać w głowie plan dnia. Czasem go zapisuję, czasem nie. Karmię nasze głodomory, dla których moje wstanie oznacza koniec ich nocnego życia. Nie będę oszukiwać — rano scrolluję telefon, ale nigdy nie próbowałam tego ograniczać. Do tego piję kawę na pusty żołądek. Robię tak od lat i choć próbowałam to zmieniać, nie widzę różnicy w swoim samopoczuciu.




Kocham poranne prysznice, zdecydowanie bardziej niż te wieczorne. Pomagają mi się rozbudzić, zebrać myśli i często są oddechem przed jakimś zakręconym dniem. Kiedy mam więcej czasu rano, nakładam wcześniej olej na włosy i peeling na skórę głowy. Moje włosy najbardziej lubią olej ze słodkich migdałów, a peelingiem, którego używam, jest obecnie Radical Peeling Trychologiczny. Przy moich dość krótkich włosach pielęgnacja jest bardzo ograniczona. Czasem myślę o tym, by zapuścić włosy, ale komfort posiadania krótszej fryzury sprawia, że wątpię, bym  wróciła do długich. Po latach oszukiwania się i przetrzymywania przetłuszczającej się skóry głowy myję włosy każdego dnia, a suszenie trwa maksymalnie dwie piosenki na Spotify.



Przed każdym prysznicem szczotkuję ciało na sucho. Pamiętam, że na początku studiów też to robiłam. Teraz wróciłam do tego zwyczaju, bo próbuję trochę ujędrnić skórę podczas odchudzania. Dodatkowo tatuaże wyglądają o wiele lepiej, gdy są regularnie szczotkowane i nawilżane. Wychodzę z założenia, że skoro już zapłaciłam za nie małą fortunę, to będę o nie dbać, ile się da. Mam raczej ostrą szczotkę, kupioną na eZebra, z marki myBuddy. Trzeba jednak pamiętać, że szczotkowanie nie jest dla każdego — przy pękających naczynkach czy żylakach jest wręcz niewskazane.










Ostatnio, przez pogorszenie stanu mojej cery, staram się raz w tygodniu sięgać po coś oczyszczającego. W paczce kosmetyków od mojej kuzynki znalazłam dwa produkty marki Balneo. Jednym z nich jest biosiarczkowa maska oczyszczająco-wygładzająca. Ma w składzie białą glinkę i faktycznie uspokaja skórę oraz oczyszcza. Nakładam ją i wchodzę pod prysznic. Niezbyt zwracam uwagę na szampony i żele pod prysznic — kupuję to, co akurat jest w promocji albo dobrej cenie. Odżywki używam rotacyjnie; mam ich pod prysznicem trzy i każdego dnia sięgam po inną. Taka strategia sprawdza mi się lepiej niż wcześniejsze włosomaniactwo. Co ciekawe, zauważyłam, że wiele dawnych włosomaniaczek również przeszło na bardziej intuicyjną pielęgnację. Nie mam czasu ani ochoty codziennie zastanawiać się, jaką odżywkę PEH dzisiaj wybrać — zwłaszcza że moje krótkie włosy dobrze wyglądają po zwykłym wyciągnięciu na szczotkę.

Skoro jesteśmy przy temacie prysznica, muszę polecić Wam olejek do golenia Isana. Kosztował może kilkanaście złotych, a jest świetny. Jasne, trochę zapycha maszynki i trzeba je dokładniej czyścić, ale golenie jest przyjemne i przede wszystkim olejek mnie nie podrażnia, co zdarzało się przy innych produktach. Gdy zmywam maseczkę, twarz myję również pod prysznicem. Aktualnie zużywam piankę do mycia i demakijażu Solverx. Ma delikatną konsystencję, jest łagodna, ale skuteczna — idealna na rano. Wieczorem potrzebuję czegoś bardziej oczyszczającego.





Po prysznicu zwykle smaruję się balsamem. U mnie jest to Ziaja masło kakaowe. Pachnie jak lato. Lubię jego cięższą konsystencję i to, że zapach utrzymuje się na skórze. Następnie nakładam kosmetyk, który polecałam Wam wczoraj — Bielenda Glaze & Glow — a po chwili krem z filtrem UV ze Skin79.





Ostatnie dwa produkty do włosów, których używam, to termoochrona Revoss w formie mleczka (fantastyczna, nic nie obciąża i nie skleja) oraz w okresie zimowym olejek do zabezpieczania końcówek Neboa. Stosuję go „na zakładkę”: odrobinę na mokre włosy przed suszeniem, a potem jeszcze przed samą stylizacją.





Właściwie po prysznicu zaczynam dzień pełną parą. Zwykle ogarniam mieszkanie, ubieram się i wychodzę na spacer, bo długie, powolne chodzenie to moja ulubiona część wolnych dni. Po śniadaniu mój poranek się kończy i zaczynają się inne obowiązki.

Dajcie znać, jak wyglądają Wasze poranki i co miłego robicie dla siebie każdego dnia.

Trzymajcie się ciepło,

xoxo

1 komentarz:

  1. Oj moje poranki są zdecydowanie szybsze :D Na pewno nie używam tylu kosmetyków. Ta maska Balneo (chyba dobrze napisałam) mnie ciekawi, wiem, że jest w naturze, ale już jej u mnie nie ma :(

    OdpowiedzUsuń